4.00 - pobudka ... Kaju nie pyta, kiedy poszłam spać, jest lepsza niż zegarek - punktualna co do minuty ;) i skuteczna w 100% - wstajemy ... robię jej butelkę i sobie kawę, której wiadomo nie wypije ... nie zdążę, bo kiedy ona pije mleko ja zmywam podłogę ...
5.00 - bawimy się, jak Kaju ma dobry dzień "bawi się" sama, ja "wykradam wtedy czas" - kładę się na materacu ... przychodzi kot ... zamykam oczy, identyfikuje dźwięki ... każdy jego brak znaczy, że coś się dzieje - otwieram je i tak średnio co 5 min ... w miedzy czasie mała przyjdzie co mnie z 10 razy, mało tego zdąży zrobić przynajmniej dwa razy kupę! jak ma zły dzień staram się panować nad sobą, bo potrafi w kilka minut doprowadzić człowieka do szału!
6.00 - podnoszę d... z materaca - idę po drugą porcje mleka dla Kaju - łyk kawy ... i znów bawimy się - pokój powoli zaczyna przypominać miejsce, przez które przed chwilą przeszło tornado - potem się posprząta ... POTEM ... mała szybko się nudzi, marudzi, wymusza ... wciąż mnie testuje, sprawdza ile może sobie pozwolić, zwłaszcza odkąd wprowadziliśmy nowe słowo "nie wolno!"
7.00 - 8.00 - długie układaaaaaaaaaaaaaaanie się w końcu drzemka ... ledwo zamknę oczy już wstajemy - po co było się kłaść ??? przebieramy pieluchę, ubieramy się ...
9.00 - śniadanie - jemy razem :) na szczęście Kaju je sama, nie ważne, że potem musimy się ponownie przebrać, umyć i na koniec posprzątać od nowa kuchnie eh! aaa koty też dostają jeść ;)
10.00 - 11.00 - wracamy do sypialni, Kaju bawi się z kotem, który zwabiony śniadaniem wstaje (czytaj przytula się do niego lub goni z pokoju do pokoju, w zależności od humoru, a miewa zmienne;)) ... ubieram się, myje zęby ... załatwiam, bo jeszcze nie miałam okazji ... dopijam resztki zimnej kawy ... dojadam śniadanie ... sprzątam poranny poligon :P w między czasie zdążę nastawić pranie, złożyć to co już wyschło i/lub wywiesić nowo wyprane ... mała przyjdzie do mnie w tym czasie z milion razy, wywali to co poskładałam ... więc wszystko trzeba zacząć od nowa ... oczywiście bawimy się ... śmiejemy .. wygłupiamy ... tulamy ... tańczymy ... śpiewamy ... układamy klocki ... oglądamy książeczki ... turlamy piłkę ... wstajemy ... siadamy ... chodzimy ... i znów wstajemy ... siadamy ... chodzimy ... mała może tak bez końca - je nie koniecznie ;) będą oczywiście hihy, uśmiechy ale i płacz, marudzenie, "ptaszki" ... no i wymuszanie! każdego dnia moje dziecko mnie sprawdza a ja konsekwentnie uczę się mówić "NIE"
12.00 - obiad - trochę wyższa szkoła jazdy, więc jest większy bałagan, więcej jedzenia na podłodze ... na ubraniu ... na mnie ... odechciewa mi się jeść, ale pamiętam o kotach ... znów się myjemy, przebieramy, zmieniamy pieluchę, sprzątam kuchnie, zmywam naczynia no tyle na ile mi pozwoli, bo o tej porze mała robi się marudna i częściej wymusza ... z jedzeniem też bywa różne, jak nic jej nie dolega (czytaj zęby) potrafi zjeść ładnie cała miseczkę ... jak coś jej nie pasuje obiad z reguły ląduje na podłodze a potem w koszu :(
13.00 - 14.00 - spacer (plus popołudniowa drzemka) wychodzimy każdego dnia niezależnie od pogody na 10 ... 15 min ... godzinę, nie ważne byle by wyjść ... to najważniejsza część dnia - spacerując odpoczywam, układam myśli ... mała śpi ... nim jednak wyjdziemy stoczymy bój o ubieranie się - nie lubi tego!
15.00 - podwieczorek ... jakiś owoc ... jogurt ... kiedy ona je ja pale w piecu, kończę sprzątać kuchnie, znów myje naczynia ... przypominam sobie, że nic nie jadłam - zazwyczaj i tak nie jem ... robię za to drugą kawę, którą wypije dopiero jak pójdzie spać ... przebieramy się, zmieniamy pieluchę
16.00 - idziemy na górę do pani T :D tam też mamy swoje "zabawy" ... no i psy :) mała uwielbia zwierzęta!
17.00 - kolacja - jemy razem ... koty też ;) potem znów sprzątanie kuchni, zmywanie naczyń i salonu, bo nagle się okazuje, że w drugim pokoju zrobił się bałagan ;) niby skąd ... zaglądam do pieca ...
18.00 - kąpiel, zabawy na materacu, czytanie/lub oglądanie bajki, tulanieeeeeeeeeeeeeeeee :D całuski i pieszczoszki, mała przed snem jest wyjątkowo tulaśna i kochana ... wkładam ją do łóżeczka, kucam obok jej dłoń w mojej dłoni ... zasypiam ... ona też ... fajnie jak udaje się jej zasnąć od razu, ale czasem trwa to nawet godzinę ...
19.00 - wstaje, choć najchętniej walnęłabym się teraz do łóżka i poszła spać, nie ma to jednak sensu - mam dla siebie godzinę nim się przebudzi by sprawdzić "czy mama jest?" i zjeść kaszkę ... idę do kuchni, po drodze sprzątam jeszcze łazienkę, pokój, salon ... w kuchni robię sobie nową kawę ... może, może w końcu uda się ją wypić w spokoju ...
20.00 do północy - teoretycznie to czas dla mnie - dla moich pasji, dla bloga, rozmów ze znajomymi, pogaduch z mamą przez telefon ... ale to tylko teoria ... bo trzeba jeszcze obiad na jutro ugotować ... zrzucić drzewo, wynieść śmieci, doglądać pieca ... jak pada śnieg odśnieżyć wjazd (nie pytajcie się mnie więc dlaczego nie lubię zimy i śniegu yh!) ... no i jeszcze samemu się w końcu ogarnąć, prysznic służy zresztą "pobudce" ... myje włosy, zęby ... w miedzy czasie Kaju się obudzi 4-8 razy, dam jej e-nty raz jeść i po raz kolejny utulę do snu ... o północy położę się spać, wiem, że i tak nie zasnę mniej więcej do 2.00, często więc naginam te regułę...
pobudka o 4.00 ;)
oczywiście czas podany tu to ramy umowne plus minus 30 minut ... podobnie jak wykonywane przeze mnie i Kaju czynności, które są zmienne jak każdy nowy dzień i każdy kolejny miesiąc ... nasz "plan dnia" inny jest też wtedy, kiedy ktoś nas odwiedza, lub gdy gdzieś wyjeżdżamy - staram się "opuszczać las" przynajmniej raz na tydzień i tu nie chodzi o jakieś wielkie wyprawy, czasem jest to po prostu wypad "na miasto", na zakupy, czasem nieco dalsza wycieczka do babci i dziadka do Zakopanego ... Kaju lubi te wycieczki ... lubi ludzi, nowe miejsca, lubi jak co się dzieje a ja wtedy wbrew pozorom naprawdę odpoczywam ... mimo iż dla niektórych spakowanie plecaka, zabranie wózka i przygotowanie dziecka "na wyjazd" z podwójną przesiadką i najbliższym przystankiem 30 minut od domu jest abstrakcją :P dla mnie to norma jak pranie, sprzątanie gotowanie, robienie zakupów, palenie w piecu, zrzucanie drzewa, węgla ... odśnieżanie śniegu zimą czy zwożenie skoszonej trawy na wiosnę, lato i jesień ... nikt mnie przecież nie wyręczy - Kaje wychowuje sama!
inspiracja ---> klik ...
Dzielna jesteś :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNic nie robisz... a jeszcze znajdujesz czas na bloga i na tworzenie... nie każdy znajduje na to czas :) To piękne :)
OdpowiedzUsuńKi. Etat - mam :-) Szkoda, że nie wszyscy to rozumieją :-/
OdpowiedzUsuńMy matki już tak mamy, leżymy, pachniemy... nic nie robimy - takie życie ;) z tych nudów nie ma się czasem kiedy w zadek podrapać ;)
OdpowiedzUsuńtiaaaaaa ... własnie .....
OdpowiedzUsuńSilna kobieta!
OdpowiedzUsuń